Czy tegoroczna edycja okaże się ostatnią i kultowy bieg przejdzie do historii? 5 sierpnia odbędzie się 18. Bieg Katorżnika. Według organizatorów – prawdopodobnie ostatni.
"Minęło 18 lat. Bieg Katorżnika osiągnął dojrzałość! Przez te wszystkie lata, tworzył historię biegów terenowych w błotnej odmianie. Był też inspiracją dla innych organizatorów podążających w tym kierunku. Nas, twórców "Katorżnika", najbardziej cieszy, że był przede wszystkim okazją do spełnienia marzeń dla dwudziestu tysięcy biegaczy, którzy w przygodowej atmosferze, łącząc siły, pokonywali trudności trasy, ustalając często nowe granice swoich możliwości. Wasze uśmiechnięte, choć nierzadko zmęczone, umorusane twarze oraz wasze opinie na temat biegu, były i są wystarczającym podziękowaniem" - napisali organizatorzy.
– Analizowaliśmy zapisy do biegu. O ile do czasu pandemii wolne miejsca znikały w kilka minut, od tego czasu liczba uczestników spada. Z jednej edycji musieliśmy zrezygnować z powodu obostrzeń. Potem uczestników było 1000, następnie 800, obecnie zapisanych jest ponad 500. Tendencję spadkową widać nie tylko u nas, również na innych biegach – przyznaje Zbigniew Rosiński z Wojskowego Klubu Biegacza Meta.
Niesłabnącą popularnością cieszą się za to inne imprezy WKB Mety np. w Setce Komandosa wzięło udział prawie 400 osób i trzeba było wprowadzić limity dla chętnych.Liczą się zapisy
Bieg Katorżnika w ciągu 18 lat zyskał status kultowego wśród tzw. biegów ekstremalnych.
– W jego przypadku ponoszone koszty organizacji i praca włożona w przygotowania są bez porównania z innymi biegami, zwłaszcza jeśli ma się zamknąć niewielkim dochodem. Cieszą nas głosy wsparcia po tym, jak napisaliśmy, że to prawdopodobnie ostatnia edycja, ale organizator nie żyje z lajków, ale z zapisów – mówi Zbigniew Rosiński.
Trasę Biegu Katorżnika, przez wodę, rowy, błoto, zalewiska, przygotowuje przez tydzień grupa osób. Co roku w trakcie jej wytyczania są inne niespodzianki. W czasie jednej z ostatnich edycji zbudowana przez bobry tama bardzo podniosła poziom wody. Słynny śródleśny długi rów, którego pokonanie zawsze było katorgą, został wyłączony z trasy. Są też inne trudności.
– Raz oskarżono nas, że biegacze tak nastraszyli łabędzie, że nie zniosły jaj. Artykuł ukazał się w jednym z popularnych portali. Po moim komentarzu, że łabędzie składają jaja wiosną, a nie w sierpniu, zniknął ze strony – wspomina Zbigniew Rosiński.
Organizatorzy nie mogą też czekać z przyjmowaniem zapisów do ostatniej chwili, bo odpowiednio wcześniej trzeba zamówić podkowy – jedyną w swoim rodzaju pamiątkę z Biegu Katorżnika. WKB Meta organizuje imprezę własnymi siłami bez dotacji z Ministerstwa Obrony Narodowej czy Urzędu Miasta w Lublińcu, mimo że bieg jest świetną promocją dla miasta – w kraju i za granicą.Pandemia zmieniła obyczaje
Zdaniem Zbigniewa Rosińskiego pandemia wpłynęła na zwyczaje biegaczy.
– Po pierwsze, jest dużo biegów lokalnych, nie trzeba jechać daleko, żeby wystartować. Po drugie, nie trzeba w ogóle jechać na bieg. Można skrzyknąć się w 5, 10 osób i wspólnie pobiegać po okolicy. Nauczyliśmy się też biegać bez imprez – wymienia.
Biegaczy również dotyka inflacja. W górę poszło paliwo i noclegi. Droższe są też zapisy, bo organizatorzy zmagają się z większymi wydatkami. To przekłada się na mniejsze zainteresowanie.
Zapisy na Bieg Katorżnika kosztują od 200 zł w górę. Swoje kosztuje pamiątkowa podkowa, koszulki, organizatorzy muszą też imprezę ubezpieczyć itp. co przekłada się na cenę startu. W przypadku dzieci to koszty rzędu 100 zł. Jak podkreśla Zbigniew Rosiński Meta przy organizacji imprezy wychodzi na zero.
– Moim zdaniem przetrwają najsilniejsze imprezy. Półmaraton warszawski wrócił do frekwencji sprzed pandemii, wzięło w nim udział 10 tysięcy osób. Pewnie po 18. edycji Biegu Katorżnika będziemy mieli jakieś refleksje, na razie trudno mówić o dalszej mobilizacji, jeśli z organizacją wciąż wiążą się cały czas trudności – dodaje.
[ZT]3217[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz