Pochodząca z Lublińca artystka Ewa Anna Wiśniewska planuje produkcję foteli własnego projektu. Prototypy robią wrażenie. Meble obite są materiałami, których wzory ręcznie zaprojektowała sama plastyczka.
[FOTORELACJA]444[/FOTORELACJA]
Ewa Anna Wiśniewska od ponad 25 lat maluje na zamówienie obrazy, ponadto wykonuje kopie słynnych malarzy m.in. Matejki, Łempickiej, van Gogha, Renoira. Przez wiele lat prowadziła także warsztaty artystyczne, wykonuje też gliniane ceramiki. Jej nowy projekt rozpoczął się, gdy któregoś dnia zapragnęła nauczyć się szyć.
- Byłam kompletnym laikiem, koleżanka musiała mi pokazywać jak nawleka się nić. Jednak miałam dużą motywację i szybko nauczyłam szycia. Zaczęłam tworzyć własne wzory materiałów. Znalazłam firmę, która mi je produkowała, a ja szyłam z nich unikatowe ubrania. W końcu narodził się w mojej głowie pomysł, by projektować wzory tapicerskie. I tak powstał mój pierwszy artystyczny i jednocześnie użytkowy mebel – fotel uszak, który jest wytworem mojej fantazji – mówi.
Co warte podkreślenia, pani Ewa nie tworzy wzorów tapicerskich na komputerze. Powstają od A do Z ręcznie przez wiele godzin wytężonej pracy. Wizje artystyczne pomagają jej realizować Bartłomiej i Miłosz Szczęśni, którzy wykonują fotele i pufy oraz tapicer Kuba Pokorniecki. Do tej pory powstał fantazyjny zielony fotel, który można było oglądać m.in. na jubileuszu 100-lecia lublinieckiego szkoły średniej „Kazika” oraz niebieski fotel uszak, który od początku listopada będzie dostępny w sprzedaży.
***
Ewa Anna Wiśniewska (z domu Przydacz, 49 l.) urodziła się w Lublińcu. Jej pradziadkiem był prof. Józef Zając, wykładowca na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Artystka mówi, że cała jej rodzina jest obciążona genami artystycznymi, łącznie z jej 25-letnią córką Zuzanną.
Ukończyła Zespół Szkół Ogólnokształcąco-Technicznych w Lublińcu tzw. Kazika, gdzie uczyła się w technikum budowlanym. Pani Ewa przyznaje, że nigdy nie miała zacięcia do przedmiotów ścisłych. – Mimo to dyrektor Kazik zaufał mi, przyjmując mnie do technikum. Wierzył, że będę miała okazję wyżyć się na zajęciach z rysunków i miał rację – wspomina. Dodaje, że ówcześni nauczyciele mieli wobec niej wiele wyrozumiałości. Śmieje się, że próbną maturę z matematyki „narysowała” z wyróżnieniem. – Zamiast rozwiązywać zadania, narysowałam portret mojego ukochanego, niestety nieżyjącego już, prof. Henryka Rokosy – dodaje.
Studia z edukacji artystycznej w Częstochowie podjęła już jako dojrzała kobieta, będąc w ciąży z drugim dzieckiem. Niestety, na ostatnim roku zmarł jej ojciec i nie zdołała ich ukończyć.
Jak mówi jej aniołem stróżem jest jej mąż Michał Wiśniewski. – Ja jestem odjechana artystka, a on jest świetnie zorganizowany. Przy nim nauczyłam się systematyczności: jak jest praca to trzeba się za nią brać i już – mówi.
Twierdzi, że przyciąga dobrych ludzi. O dziwo, ze śmiechem wspomina wypadek sprzed lat, w którym została potrącona. Stało się to, gdy mieszkała w Kaletach-Zielonej i szła do pracy do kuźni w Piasku. – Auto wpadło w poślizg po najechaniu na rozlaną na jezdni plamę oleju. Kierowca nie zapanował nad pojazdem i wjechał wprost na mnie. Po wypadku miałam dwie nogi w gipsie. Jego sprawca okazał się niezwykle serdeczny. Czuł się bardzo winny, że wyrządził mi krzywdę. Od słowa do słowa i wyszło na jaw, że miał w Niemczech galerię obrazów. W związku z tym niezwykłym splotem zdarzeń, podjęłam z nim współpracę – wspomina.
Czytaj także:
Lubliniec. Nagrody starosty dla nauczycieli
Zderzenie w Lisowie. Kobieta w ciąży w szpitalu
800 plus bez efektu? Klęskę programu potwierdzają dane
Jest zbiórka i będzie festyn na rzecz Maksa